Na brzegu błękitnej rzeczki mieszkają małe smuteczki... Naprawdę małe smuteczki. … że nie można gryźć w nogę sąsiada, i że z nieba kiełbasa nie spada.

Czytając doniesienia medialne, przeglądając media społecznościowe czy słuchając opowieści znajomych, odnoszę wrażenie, że bajki o małych psich smuteczkach można włożyć między bajki. Od wielu lat trwa czas wielkich smutków, Przez wieki człowiek oswajał psa, a zwierzę przejmowało jego cechy. W pewnym momencie ewolucja się odwróciła. Człowiek stał się nie tylko człowiekowi wilkiem, stał się „wilkiem” dla wszelkich innych istot, a nawet dla planety, która go nosi.

Bajeczka będzie tym razem o zwierzętach, a konkretnie o psach. Powody są dwa.

Pierwszy, od niedawna nasza rodzinka powiększyła się o psa. Adopciaka, przy tym tak pięknego, że każdy ogląda się za nim, gdziekolwiek się pojawimy. (Dygresja; efekt aureoli działa nie tylko w przypadku ludzi, ale i zwierząt. Te piękne, rasowe quasi rasowe i młode dużo prędzej znajdują nowych właścicieli. Stare, mocno wielorasowe kundelki dożywają swoich dni w schroniskowych kojcach, czasami litościwie wyprowadzane na spacer przez wolontariuszy o wielkich sercach.)

Drugi powód to walące zewsząd doniesienia o tym, jaki los spotyka psy z rąk ludzi. Przewinienie pierwsze i największe to założenie, graniczące z pewnością, że psy nie mają uczuć. Można go sobie – jak przedmiot – wziąć. Kupić na prezent, bo taki ładny i milutki. Sięgnąć jak po maskotkę, a potem dziwić się, że pluszak robi kupę, i trzeba to sprzątać, domaga się jedzenia, czasami zachoruje, a weterynarz wystawia rachunki.

Wakacje to też nie jest dobry czas dla psów. „Tylko jednego dnia trafiło do naszego schroniska 41 psów. Miesięcznie liczba ta sięga 300 zwierząt.” To dane z jednego z krakowskich przytulisk dla psów. Takich miejsc w Polce jest kilkadziesiąt.

Psy trafiające na wakacje do schroniska to i tak szczęściarze. Od ręki mają legowisko, miskę i dach nad głową. Bo wyobraźnia ludzi, który zaplanowali sobie all inclusive w Egipcie i nagle okazało się, że Buruś (Neron, Łapka…) to problem, jest nieograniczona.

Media obiegła wieść o jednych takich z Wybrzeża, który poszli do weterynarza z 8-letnim yorkiem i prostym tekstem; proszę go uśpić bo jedziemy na wakacje!

Na informacje o psach, przywiązywanych w lesie – pisane drobnym druczkiem – trafia się gdzieś na peryferiach medialnych, tak dużo tego jest. Czy las jako miejsce porzucenia zwierzęcia jest bardziej humanitarny niż skrzyżowanie ruchliwych dróg? Owszem! Na długim łańcuchu, na pasie między dwoma ruchliwymi ulicami jakiś burak przywiązał psa na zmarnowanie.

Nie będę się rozpisywać więcej. Każdy, komu nieobojętny jest los zwierząt, sam słyszał pewnie dziesiątki, a może setki takich historii. Dla tych, którzy uważają, że to tylko pies i nie ma o co kopii kruszyć, dalsze pisanie o psich smutkach i tak mija się z celem.

Mam takie marzenie. Chcę żyć na świecie, w którym mniej więcej dobro i zło rozkłada się po równo na szalkach życia. Dlatego na koniec historia ze szczęśliwym zakończeniem. Sarę, piękną, o brązoworudej sierści domową spanielkę oddano – z dnia na dzień, bez zdania racji – do schroniska. Sunia nie wiedziała, co się dzieje. Nie znała wcześniej blaszanych misek, nigdy z nich nie jadła. Nie potrafiła załatwiać się w boksie, i nigdy nie mieszkała w budzie. Siedziała na schroniskowym legowisku wielokrotnego użytku i smutnymi oczami, z niedowierzaniem patrzyła przez grube kraty na świat. Zupełnie nie rozumiała, co właśnie się stało. Wcześniej miała dom, ludzi których pokochała. Gdzie to wszystko nagle zniknęło? I dlaczego?

Historię Sary, opatrzoną zdjęciami smutnych oczu psa, zamieściła na Facebooku wolontariuszka ze schroniska w Olsztynie. Historia zaczęła żyć własnym życiem, a że pies był piękny i smutny, poruszyła serca wielu, co przyłożyło się na kolejne udostępnienia, które poszły w setki, a nawet tysiące. Nic więc dziwnego, że Sara prędko znalazła nowy dom.

Wspomniałam, że będzie dobre zakończenie. Oszem, jest dobre, ale… Piękna i zadbana spanielka Sara ma nowy dom, Mój Major, pięknie wybarwiony spaniel sobolowy ma nowy dom. Ale już Edzio, kundel wielorasowy od 8 (słownie: ośmiu) lat czeka w schronisku w Bielsku Białej na swoją Panią/Pana. Od 8 lat z ufnością w psich oczach patrzy na kolejne osoby mijające jego boks, z nadzieją że to właśnie ta osoba znajdzie dla niego kąt w swoim domu, i w sercu. I nic. Kolejny zawód, spojrzenia kolejnych ludzi tylko omiatające go spojrzeniem bez zainteresowania, bo to tylko przecież stary kundel.

Na brzegu błękitnej rzeczki mieszkają małe smuteczki... Naprawdę małe smuteczki. … że nie można gryźć w nogę sąsiada, i że z nieba kiełbasa nie spada.

Czytając doniesienia medialne, przeglądając media społecznościowe czy słuchając opowieści znajomych, odnoszę wrażenie, że bajki o małych psich smuteczkach można włożyć między bajki. Od wielu lat trwa czas wielkich smutków, Przez wieki człowiek oswajał psa, a zwierzę przejmowało jego cechy. W pewnym momencie ewolucja się odwróciła. Człowiek stał się nie tylko człowiekowi wilkiem, stał się „wilkiem” dla wszelkich innych istot, a nawet dla planety, która go nosi.

Bajeczka będzie tym razem o zwierzętach, a konkretnie o psach. Powody są dwa.

Pierwszy, od niedawna nasza rodzinka powiększyła się o psa. Adopciaka, przy tym tak pięknego, że każdy ogląda się za nim, gdziekolwiek się pojawimy. (Dygresja; efekt aureoli działa nie tylko w przypadku ludzi, ale i zwierząt. Te piękne, rasowe quasi rasowe i młode dużo prędzej znajdują nowych właścicieli. Stare, mocno wielorasowe kundelki dożywają swoich dni w schroniskowych kojcach, czasami litościwie wyprowadzane na spacer przez wolontariuszy o wielkich sercach.)

Drugi powód to walące zewsząd doniesienia o tym, jaki los spotyka psy z rąk ludzi. Przewinienie pierwsze i największe to założenie, graniczące z pewnością, że psy nie mają uczuć. Można go sobie – jak przedmiot – wziąć. Kupić na prezent, bo taki ładny i milutki. Sięgnąć jak po maskotkę, a potem dziwić się, że pluszak robi kupę, i trzeba to sprzątać, domaga się jedzenia, czasami zachoruje, a weterynarz wystawia rachunki.

Wakacje to też nie jest dobry czas dla psów. „Tylko jednego dnia trafiło do naszego schroniska 41 psów. Miesięcznie liczba ta sięga 300 zwierząt.” To dane z jednego z krakowskich przytulisk dla psów. Takich miejsc w Polce jest kilkadziesiąt.

Psy trafiające na wakacje do schroniska to i tak szczęściarze. Od ręki mają legowisko, miskę i dach nad głową. Bo wyobraźnia ludzi, który zaplanowali sobie all inclusive w Egipcie i nagle okazało się, że Buruś (Neron, Łapka…) to problem, jest nieograniczona.

Media obiegła wieść o jednych takich z Wybrzeża, który poszli do weterynarza z 8-letnim yorkiem i prostym tekstem; proszę go uśpić bo jedziemy na wakacje!

Na informacje o psach, przywiązywanych w lesie – pisane drobnym druczkiem – trafia się gdzieś na peryferiach medialnych, tak dużo tego jest. Czy las jako miejsce porzucenia zwierzęcia jest bardziej humanitarny niż skrzyżowanie ruchliwych dróg? Owszem! Na długim łańcuchu, na pasie między dwoma ruchliwymi ulicami jakiś burak przywiązał psa na zmarnowanie.

Nie będę się rozpisywać więcej. Każdy, komu nieobojętny jest los zwierząt, sam słyszał pewnie dziesiątki, a może setki takich historii. Dla tych, którzy uważają, że to tylko pies i nie ma o co kopii kruszyć, dalsze pisanie o psich smutkach i tak mija się z celem.

Mam takie marzenie. Chcę żyć na świecie, w którym mniej więcej dobro i zło rozkłada się po równo na szalkach życia. Dlatego na koniec historia ze szczęśliwym zakończeniem. Sarę, piękną, o brązoworudej sierści domową spanielkę oddano – z dnia na dzień, bez zdania racji – do schroniska. Sunia nie wiedziała, co się dzieje. Nie znała wcześniej blaszanych misek, nigdy z nich nie jadła. Nie potrafiła załatwiać się w boksie, i nigdy nie mieszkała w budzie. Siedziała na schroniskowym legowisku wielokrotnego użytku i smutnymi oczami, z niedowierzaniem patrzyła przez grube kraty na świat. Zupełnie nie rozumiała, co właśnie się stało. Wcześniej miała dom, ludzi których pokochała. Gdzie to wszystko nagle zniknęło? I dlaczego?

Historię Sary, opatrzoną zdjęciami smutnych oczu psa, zamieściła na Facebooku wolontariuszka ze schroniska w Olsztynie. Historia zaczęła żyć własnym życiem, a że pies był piękny i smutny, poruszyła serca wielu, co przyłożyło się na kolejne udostępnienia, które poszły w setki, a nawet tysiące. Nic więc dziwnego, że Sara prędko znalazła nowy dom.

Wspomniałam, że będzie dobre zakończenie. Oszem, jest dobre, ale… Piękna i zadbana spanielka Sara ma nowy dom, Mój Major, pięknie wybarwiony spaniel sobolowy ma nowy dom. Ale już Edzio, kundel wielorasowy od 8 (słownie: ośmiu) lat czeka w schronisku w Bielsku Białej na swoją Panią/Pana. Od 8 lat z ufnością w psich oczach patrzy na kolejne osoby mijające jego boks, z nadzieją że to właśnie ta osoba znajdzie dla niego kąt w swoim domu, i w sercu. I nic. Kolejny zawód, spojrzenia kolejnych ludzi tylko omiatające go spojrzeniem bez zainteresowania, bo to tylko przecież stary kundel.

Jeśli komuś drgnie coś w sercu, a ma ku temu warunki i możliwości, to zapraszam. Edziu czeka w schronisku Reksio w Bielsku-Białej. Bo dobro wraca. Nie od razu i nie bezpośrednio, ale wraca. Tego uczą nas bajki. Te prawdziwe.