Dwa i pół pieszego dziennie ginie na polskich drogach, to dane z policyjnych statystyk. Statystyki to liczby, a liczb nikt nie żałuje. Mało kto pamięta, że za liczbami stoją konkretni ludzie.

W ciągu 40 dni bieżącego roku (czyli w styczniu i kawałku lutego) w wypadkach drogowych życie straciło 100 pieszych. Z tego 60 osób zginęło na pasach.

Pożal się Boże eksperci, do których niestety należy stanowienie prawa, uważają że ustawa nakazująca bezwzględne pierwszeństwo pieszych na pasach jest: głupia, niezgodna z konstytucją, wymysłem idiotów, paranoiczna, nikomu niepotrzebna… I tak dalej.

Jestem kierowcą, który lubi nacisnąć na pedał gazu. Z tym, że w granicach rozsądku i zdecydowanie w trenie niezabudowanym, a najlepiej na autostradzie. Gdy jeżdżę po mieście, odpalają mi się przyzwyczajenia, których nabyłam mieszkając w Niemczech. Zbliżając się do pasów (zwanych też zebrą, przejściem dla pieszych), rozglądam się uważnie, czy ktoś tam aby nie czeka. Jeżeli czeka, zatrzymują się i przepuszczam. Niemcom wbija się takie postępowanie do głowy, a potem egzekwuje. Niemiec rozumie, że pieszy z spotkaniu z solidną blachą jego mercedesa, lub audi, nie ma szans. Za to on ma szansę na więzienie, jeżeli „uszkodzi” albo – nie daj Boże – zabije pieszego na pasach.

Po drugiej stronie granicy, w Polsce, zabicie pieszego może ujść na sucho. Zamiast bezwzględne posadzić takiego bandytę na długie lata do więzienia, zaczyna się litania usprawiedliwień i szukanie powodów do usprawiedliwienia takiego postępowania.

Pierwsza bzdura – wtargnął na jezdnię wprost pod koła. Gdy rzecz dzieje się na pasach, to samochód na nie wtargnął.

Druga bzdura – nie czekał, aż się kierowca zatrzyma. Sama przeprowadziłam taki eksperyment, stałam i czekałam przed przejściem dla pieszych, aż się któryś kierowca zatrzyma. Daremne.

Trzecia bzdura – pieszy mógł sobie wyliczyć, czy zdąży przejść przed samochodem. Nie każdy ma doktorat z geometrii wykreślnej.

Czwarta bzdura – piesi chodzą ubrani na czarno i nie widać ich na nieoświetlonych przejściach. Może i jest z tym trochę racji, ale… przejścia dla pieszych są oznakowane. Na niebieskim polu, w białym trójkącie lezie dziarsko czarny ludzik. Są też w większości doświetlone.

A ludzie w Polsce rzeczywiście lubią ubierać się na czarno. Czyżby odzwierciedlało to ich stan ducha? Dlatego znaczki odblaskowe jak najbardziej mile widziane!

Zapraszam teraz na lokalne podwórko. Wysłuchałam fragmentu konferencji prasowej policji i straży miejskiej w Bielsku-Białej, z dnia 5 lutego 2020. Policja zdecydowała się wrócić do działań, związanych z zapewnieniem większego bezpieczeństwa pieszym, bo, cytuję: to efekt bardzo tragicznego stycznia, najtragiczniejszego stycznia od dziesięciu lat. Na drogach miasta i powiatu bielskiego zginęło 2 pieszych, a miało miejsce 7 wypadków z udziałem pieszych. Co trzecie zdarzenie drogowe jest z udziałem pieszych. W zeszłym, 2019 roku na bielskich drogach zginęło 7 osób, w tym aż 4 pieszych!

Policja zapowiada bardzo poważne działania: będzie analizować monitoring, patrolować ulice mobilnym busem, a nawet wykorzystywać dron do namierzania kierowców, łamiących przepisy drogowe i zagrażających pieszym na drogach. Wszystko to piękne, chwalebne, i jak najbardziej pożądane, pod warunkiem, że robią to by zwiększyć bezpieczeństwo, a nie po to, by – w ramach wyrabiania rocznego planu – wystawić jak najwięcej mandatów.

W mojej skromnej opinii jednakże te działania miną się z celem, jeżeli do pustych łepetyn pewnego gatunku kierowców nie dotrze prosta prawda, że siadając za kierownice, dostają do ręki potężną i śmiertelną broń, kilkaset kilogramów żelastwa. Pieszy, czyli tzw nieosłonięty uczestnik ruchu drogowego nie ma z tym starciu żadnych szans. Tymczasem naładowany testosteronem dupek przyznaje sobie pierwszeństwo w każdej sytuacji: wyprzedzając na trzeciego, zajeżdżając drogę, nie ustępując pierwszeństwa, a już na pewno nie przepuszczając pieszych, nawet na pasach.

Na początku bajeczki pojechałam liczbami, bo statystyka w takich przypadkach działa na wyobraźnię. Ale jeszcze bardziej – moim zdaniem – działa, gdy liczby zastąpimy konkretnymi osobami. Na początek, moja własna rodzinna historia. Dupek za kierownicą za szybko jechał, nie wyrobił na zakręcie i potrącił idącego chodnikiem starszego pana, mojego tatę. Dupkowi i jego koledze nic się nie stało, samochodzik – bez szwanku. Mój tato, w szpitalu z połamanymi żebrami i z traumą.

Zadajcie wujkowi Google pytanie: jak często piesi giną na pasach? Efekty wyszukiwania jeżą włos na głowie. „W Starachowicach 19-latek zabił pieszego na pasach.” „W Poznaniu, doszło do śmiertelnego potrącenia 8-latki na pasach.”

Giną dzieci, osoby w sile wieku, staruszkowie. Tragedie, których można było uniknąć, gdyby każdy instruktor jazdy wbijał swojemu kursantowi: przejście dla pieszych jest święte. I pieszy na nim jest święty!

Niestety, w naszym kraju stawiany na inne „świętości”.