Tutaj działa to bardzo pro obywatelsko, poinformowała mnie dzisiaj koleżanka, mieszkająca w Szkocji. W jej przypadku wygląda to tak; nie pracuje od 24 marca. Za pierwszy miesiąc siedzenia w domu firma wypłaciła jej 100% wynagrodzenia. W tym czasie przeszła kilka szkoleń on line, ewaluacji, meetingów. Za kolejny miesiąc lockdownu, dostanie 80% swojej pensji od państwa, 20% dołoży firma, czyli na jej konto wpłynie dokładnie tyle, ile by otrzymała gdyby regularnie, codziennie chodziła do pracy.. Takie ustalenia obowiązują – na razie – do końca maja. Gdyby się okazało, że przez kolejny miesiąc nie będzie pracować, wtedy dostanie 80% swojej dotychczasowej wypłaty.

Jak sama mówi, nadrabia zaległości w spaniu, czytaniu. Może to robić z dużym komfortem wiedząc, że państwo nie zostawi jej na lodzie, że będzie miała za co żyć, Nie zabraknie jej na rachunki, jedzenie i inne wydatki.

Wspominane wcześniej działania pro-obywatelskie to również ustalenia, że landlord nie może w tym czasie wyrzucić lokatorów, wynajmujących u niego mieszkanie/pokój, na bruk. Tym, którzy mają na głowie morgage (kredyt hipoteczny), banki wstrzymały konieczność płacenia rat. Takich udogodnień jest cała lista, byleby ludzie siedzieli w domach i nie roznosili zarazy po okolicy.

Płomienne przemówienia do narodu to specjalność wielu polityków. Brytyjki premier Boris Johnson należy do tego grona. Niekonwencjonalny, elokwentny, jeździ na rowerze i pozwala się zawiesić w powietrzu. Pytanie; czy gdy taki polityk informuje naród, że w tak trudnym czasie jak epidemia koronawirusa wspomniany naród musi ponieść ofiary, i na pewno wielu umrze, może nawet tysiące, chociaż przez moment myśli również o sobie? Albo o swoich najbliższych? Czy raczej wierzy:

po pierwsze – w swoją nieomylność

po drugie – w swoją tajemną moc lidera narodu

po trzecie – w swoją niezapadalność na chorobę, bo nie chcę się posunąć do określenia, w swoją nieśmiertelność.

Przemówienie, w którym Boris Johnson ogłosił, że naród brytyjski nie ugnie się przed wirusem i nie zamknie ludzi w domach, mocno skrytykowano. Czy wygłaszając je, widział siebie chorego, zamkniętego w pokoju na Downing Street 10? Czy widział, jak zabierają go do szpitala z powodu itp. trudności z oddychaniem. Czy widział swoją ciężarną partnerkę, chorą i cierpiącą. Czy raczej w oczach miał anonimowy tłum, mięso armatnie.

Boris Johnson nie należy do grona moich ulubionych polityków. Z zasady nie przepadam za populistami. Winię go za ogłupianie brytyjskiego społeczeństwa i na brexit. Dlatego życzę mu, żeby jak najprędzej pokonał koronawirusa i na drugi raz najpierw myślał, a potem mówił. W polityce taka kolejność zdarzeń bardzo się przydaje.