Wszystko zaczęło się od Kazika. Związek wyrazowy „twój… jest lepszy niż mój” zyskał status kultowego. Ból osoby na świeczniku okazał się lepszy niż ból szarego przeciętnego człowieka. Ten podział, na lepszy/gorszy, funkcjonuje w polskiej przestrzeni społecznej i politycznej nie od dziś. Bo z jednej strony jest „prawdziwy Polak”, a z drugiej „gorszy sort Polaków”.

Wolność, równość, braterstwo (albo śmierć) – hasło, pod którym ściano głowy podczas wielkiej rewolucji francuskiej, najlepiej sprawdza się na transparentach. Ładnie też wygląda na papierze. Pilnie przyglądając się kartom historii, zarówno Polski i całego świata, oraz aktualnej sytuacji politycznej i gospodarczej – idea wolności, równości i braterstwa nie znajduje zastosowania w realu. Może na krótką chwilkę, momencik, niewart odnotowania. Widocznie jest to niespójne z naszą ludzką naturą.

Spędziłam wczoraj wiele godzin słuchając wideokonferencji jednej z wiodących polskich trenerek rozwoju osobistego (tak się teraz mówi, żeby powiedzieć, a jednocześnie nie powiedzieć). Temat ciekawy, pani opowiadała o nim ciekawie i wielce profesjonalnie. Sporo się nauczyłam, zrobiłam kilka stron notatek. W pamięć zapadła mi jednak najbardziej – ilustrująca podejście do klienta – osobista opowieść.

Otóż pani trenerka poszła do banku, z którego usług korzysta przez lata. I co za tym idzie, trzyma tam spora sumkę, i równie duże sumy przepuszcza przez kilka firmowych kont. Czyli jest klientką premium, klientką VIP. Kilka dni temu poszła do banku. Była godzina 16.00, a bank, według tabliczki na drzwiach, powinien być czynny do 17.00. Poinformowano ją, że musi chwilkę poczekać. Wskazano jej krzesło, usiadła. Maseczka na twarzy wzmagała uczucie dyskomfortu. Po kilkunastu minutach podeszła do niej pracownica banku i powiedziała, że placówka jest czynna dzisiaj do 16.30, i nikt jej już nie obsłuży. Pani trenerka, dzieląc się z nami tą historią, wyraziła oburzenie.

Historia też do tej pory była logicznie i emocjonalnie zrozumiała. Wtedy padło zdanie: w tym samym czasie przeszła do banku pani, w sukience w kwiatki, chyba założyć konto, i ją obsłużono.

Mocno mi zazgrzytało. Trenerka, dobrze utrzymana i zawsze starannie ”zrobiona” kobieta, na pewno odziana w garsonkę, wytknęła palcem panią w kwiecistej sukience. Zrozumiałam to tak: gdy przed pracownikiem banku stają: elegancka bizneswomen w garsonce i hipisiara w sukience w kwiatki, wybór kogo najpierw obsłużyć, powinien być prosty. Pracownica banku tego nie dostrzegła, dlatego noga pani trenerki już więcej w tym banku nie postanie.

Żałuję, że na wizji nie padła nazwa banku, bo pognałabym tam natychmiast założyć konto. Ubrana w kwiecistą bluzkę, bo sukienki w taki deseń nie posiadam.