Dzisiaj, dla równowagi, będzie o ludziach, którzy kochają zwierzęta, troszczą się o nie i wyrywają z rąk złych ludzi, a może po prostu ludzi chorych. Bo jak ktoś nie ma w sobie szacunku dla drugiej żywej istoty, nieważne człowieka, czy zwierzęcia (a nawet drzewa) to musi być z coś nim nie tak. To moje prywatne zdanie.

Będzie zatem o bojówkach dobra 😉 bo jest go wokół naprawdę dużo, trzeba tylko wytężać wzrok i zauważać.

Gdy czytam posty dziewczyn z fundacji Psia Ekipa z Bielska Białej to często łzy leją mi się po policzkach ciurkiem. I tak do siebie mówię: ty uważasz się za pisarkę, to one w pisaniu o cierpiących zwierzętach doszły do najwyższej maestrii, robią to tak, że serce się otwiera. Jest się więc od kogo uczyć. No i nasz Major trafił do nas za pośrednictwem Psiej Ekipy. Musiałam brzmieć w telefonie wyjątkowo przekonująco, bo uwierzono nam na słowo, że mamy wobec niego dobre intencje. I chociaż ma swoje narowy, wciąż 😉 a nawet poczułam na swoich rękach jego ostre zęby, to jest z nami, a moje dziecko kocha go miłością wielką, i odwzajemnioną.

Dziewczyny z Psiej Ekipy chyba nie pogniewają się, że przytoczę fragment ich ostatniego wpisu.

Ta adopcja to jest cud. Modlili się o nią wszyscy wolo, bo też wszyscy mieliśmy świadomość, że jeżeli nie znajdzie się dom dla Emilka, to jego odejście za tęczowy most jest kwestią kilku dni. Umieściliśmy jeden post, potem drugi, a telefon milczał jak zaklęty. Przy trzecim poście straciliśmy nadzieję. Patrząc na filmik, na którym Emilek podpiera się noskiem żeby się nie wywrócić, wiedzieliśmy że następny post będzie czarno-białym pożegnaniem starego psa. Ale po raz kolejny okazało się że jest coś silniejszego od śmierci. Że wobec potęgi miłości, potęga śmierci nie znaczy zbyt wiele. Jedna wiadomość do kobiety o której po kryjomu myślimy, że skrzydła chowa pod koszulą flanelową, i jedna odpowiedź „BIORĘ”.

Szybka akcja i na drugi dzień Emilek, pojechał do swojego domu. Na dzień dobry wolo Marek powiedziała do naszej Ilonki, że chyba jej zwłoki przywieźliśmy. Ale już kolejnego dnia dostaliśmy filmik z Emilkiem i info o Ilonki, że wyjątkowo żywe te zwłoki ???

Kochani, ściemniać nie mamy zamiaru, bo stan Emilka jest bardzo zły. Anemia, przerost prostaty, guzy i wszechobecna ropa wypływająca z każdego emilkowego otworu. Jest źle. Ale jest też pewność, że Emilek trafił pod najlepszą opiekę. Ilonka zrobi wszystko, żeby dziadzio był szczęśliwy, żeby nie cierpiał, a kiedy przyjdzie jego pora, żeby nie odchodził sam. Emilcio już to wie, bo truchta za swoją pańcią nawet w najdalsze kąty. Nie spuszcza jej z oka, jakby chciał powiedzieć „jesteś największym cudem jak mi się w życiu przydarzył”.

Na tym właściwie powinnam ten wpis zakończyć. Jednak tyle przykładów ludzi wpierających „braci mniejszych” przychodzi mi do głowy, że przynajmniej o kilku muszę wspomnieć.

Fundacja „Mysikrólik” z Bielska Białej, a jakże, pochyla się nad najmniejszym żyjącym stworzonkiem. Nieważne czy to zajączek, ryś, pisklaczek czy właśnie maluteńki mysikrólik. Najpierw była pasja pomocy. Gdy okazało się, że jej skala przerasta dwie osoby, ubrano ją w instytucjonalizowaną formę fundacji, Ciągle jednak to samo. Trzeba wstawać bez względu na porę czy pogodę, jechać Bóg wie gdzie, by pochylić się nad sarenką, zaplataną w nieprzyjazną zwierzętom siatkę ogrodową. I tak od wielu, wielu lat.

Wiem też o jednej pani, która działa w Aleksandrowie Łódzkim i okolicach. Ma nawet oficjalne stanowisko, pełnomocnik burmistrza do spraw zwierząt. I z tego co słyszałam z pierwszej ręki, za krzywdę wyrządzoną psiakowi potrafi wziąć srogi odwet.

Jest Was, a może Nas, całkiem sporo, i tutaj, tym wszystkim niewymienionym z imienia i nazwiska składam wyrazy uznania i wdzięczności.