Drozd w ogródku treluje jak oszalały. Sikorki świergolą, uganiając się za sobą od drzewa do drzewa. Pierwsza gwałtownie obniża lot by za chwilę, przyspieszając, niczym zielona błyskawica, przeciąć zastygłe w pozimowym marazmie powietrze. Jaj koleżanki, bo sikorki zawsze pojawiają się gromadnie, robią dokładnie to samo. Po chwili znikają w soczystozielonych listkach brzozy. Okryta białymi płatkami mirabelka, jedyne kwitnące drzewo w zasięgu wzroku, aż huczy od pszczół. Przyleciały bociany. Nareszcie! Tak wygląda wolność.

Aniela na 15 lat i uczy się w pierwszej klasie liceum. Lubi swoją szkołę, co dziwi jej koleżanki, bo „budy” zasadniczo się nie lubi. W swojej szkole Aniela lubi wszystko. Piękny zabytkowy budynek w parku, wśród starych drzew. Swoją klasę o białych, czystych ścianach. Koleżanki i kolegów. Comiesięczne wypady w góry. Panią od historii i WOS-u,

i panią od chemii. Lubi wegetariańskie obiady, ale mięso też lubi. Mięsne obiady czekają na nią w domu. Najbardziej jednak lubi pogaduchy w chillroomie, oszklonym pokoiku na werandzie.

Choroba zamknęła Anielę w domowym areszcie. Choroba, wirus, epidemia. Na razie nie do końca wiadomo co? Wiadomo jedno, ludzie mają siedzieć zamknięci w domach. Samoizolacja powoduje spłaszczenie fali chorobowej, zapewniają fachowcy, a wtóruje im zdrowy rozsądek. Ten sam zdrowy rozsądek podpowiada jednak: wyjdź z domu chociaż na chwilę, idź na łąkę, do lasu. Zachęca piękna słoneczna pogoda. Spacery na świeżym powietrzu to przecież samo zdrowie. Nic tak nie podkręca odporności. Nawet gdy człowiek trochę zmarznie. Marcowe słońce kusi.

Aniela wie, że nie ma na co narzekać. Ma ogród, gdzie rośnie hucząca pszczołami mirabelka, i przylatują ptaki. Ma też spacery z Wariatem. Inni mają gorzej. Na przykład Marianka, jej nowa przyjaciółka ze szkoły. Marianka mieszka w bloku, na 5 piętrze. Jej sąsiad, dziwny typ, mści się na sąsiadach za zamknięcie w czterech ścianach. I za to, że pewnie wywalą go z pracy, i że musi siedzieć w domu z żoną i dzieciakami. Wystawił więc na balkon głośniki i cały dzień „wali” muzą. Od rana do wieczora. Repertuar ma tragiczny. Zaczyna od góralskich hitów, Idzie dysc, idzie dysc... Potem są kawałki o Matce Boleściwej, która wychodzi z obrazu i bierze na ręce umierającego syna. Potem jakiś paskudny rap. Bez ładu i składu. Po kawałku, rzadko który utwór „dośpiewa się” do końca. Zaczyna, urywa. I tak dzień po dniu. Protesty sąsiadów ma w nosie.

Wzywajcie sobie milicję wy głupie cipy. Nic mi nie zrobią. U siebie jestem! Co, do sądu pójdziecie? No to to idźcie. Sąd też ma was w dupie! I jeszcze mocniej podkręca potencjometr, a wydawało się, że głośniej już nie można. Można! Na sąsiada nie ma mocnych. Policja odmawia kolejnych przyjazdów, bo nie wpuszcza ich nawet do mieszkania.

Pobożne piosenki gram – wykrzykuje. A z głośnika leci:…i jo se musiała, bo mi się rusała, hej mości panowie chusteczka na głowie. Łup, łup lup. W głowie, w całym bloku, bez możliwości ucieczki. Bo gdzie uciec? Marianka zamyka się w ubikacji, bez okien, za to słuchawkami na uszach. Nie pomaga. Wszystko dookoła dudni basami, na full podkręconymi w głośnikach przez sąsiada.

W normalnych czasach Anielka zaprosiłaby Mariankę do siebie, bo u niej w domu cisza ma dużą wartość, a muzyki słucha się po ludzku. Ale nie może. Muszą siedzieć w domach, każda w swoim. Nawet na spacer do lasu nie mogą pójść, by zamiast: łobiecuje ci szczynście, umpa umpa…. posłuchać ptaków, żab albo ciszy. Bez szans.

Lasy zamknięte, nie można do nich wejść pod groźbą kary pieniężnej. To samo parki. Nie można jeździć na rowerze. Dlaczego? Mama nie może tego zrozumieć. Chociaż bardziej tato, bo zwykle na wiosnę zaczyna biegać.

Oddajcie nam przyrodę, lasy łąki, parki – pisze mama na Facebooku. Zbiera pod tym wpisem masę lajków, ale poza tym nic się nie dzieje. Dlatego mama się wkurza i opowiada o Norwegii. Norweski rząd wręcz zaleca jazdę na rowerze. W ogóle zachęca do uprawiania sportów na świeżym powietrzu, bo to podnosi odporność, a o budowanie odporności ponoć teraz najbardziej chodzi. Byle uprawiać sport samemu, albo w małych grupkach.

Mamę najbardziej wkurza problem zaufania, Że ponoć Polakowi nie można zaufać. I że jak mu się nie przywali kary albo nie zagrozi, to nie posłucha. Na ten temat Anielka nie ma zdania, zgadza się natomiast, że ruchu na świeżym powietrzu nie powinno się nikomu zabraniać. Szczególnie spacerów. Spacerować Aniela może godzinami. To też dziwi jej koleżanki z klasy. Wszystko dlatego, że po wielu latach składania obietnic i zarzekania się, że na pewno będzie chodzić na spacery, Anielka wreszcie dostała psa. I codziennie o 6 rano, bez względu na pogodę i porę roku, wstaje i zabiera Wariata na spacer.

Dwie sprawy. Po pierwsze, nagle zdobił się kłopot z tymi spacerami. Dzieci do 16 roku życia mogą wychodzić z domu tylko pod opieką dorosłych. Dziecko?! Ona ma już 15 lat, kto śmie o niej mówić dziecko. I ograniczać ją w taki sposób. Niedopuszczalne, niezrozumiałe.

No, ale może nie takie to złe, bo teraz tato musi chodzić z nią na spacery z Wariatem. Dużo gadają. Mają dwie ulubione trasy. Dłuższą, w górę Gościnną, potem całkiem spory kawałek Kolistą, aż do Niwnej, Niwną w dół, do domu kultury, i powrót Karpacką. Razem ze trzy kilometry. Gdy pada, albo gdy im się nie chce, decydują się na krótszą trasę. Wtedy skręcają w Działową, która zakrętami, ostro opada w kierunku Karpackiej. To skraca drogę o połowę. Teraz mają caluśką dzielnicę dla siebie. Czasami przez całą drogę nie spotykają ani jednej osoby. W normalnych czasach to się nie zdarzało. W normalnych czasach spotykali psich przyjaciół. Znaczy Wariat spotykał swoich przyjaciół, a oni rozmawiali z ich właścicielami.

Jeszcze o psach. Jest pandemia. Świat zakatował wirus Sars Cov-2. Ponoć tak się fachowo nazywa, chociaż Anielka nie dałaby za to głowy. Wszędzie mówią, a właściwie piszą, że jest bardzo zaraźliwy i śmiertelny. I że jeszcze nigdy w historii ludzkości tak nie było, żeby wszyscy ludzie na całym świecie siedzieli zamknięci w domu.

Miało być o psie. Mama miewa dziwne pomysły. Zdaniem Anielki czasami jest obciachowa. Jak z tym pożyczaniem psa na spacer. Jeszcze posta na Facebooku zamieściła. Niby nie można wychodzić z domu bez powodu. Można do sklepu, albo do lekarza, albo do pracy. A inni muszą siedzieć na czterech literach, zamknięci na cztery spusty. Ale… mogą wychodzić na spacer z psem. Więc gdy ktoś nie ma psa, to jest wygrany. Mama wymyśliła, że będziemy pożyczać Wariata na spacery, za niewielką opłatą. Taki dowcip. W internecie mama znalazła zdjęcie: zestresowany pies siedzi na szafie, cały się trzęsie, i piszczy: mam już dość tych spacerów. Wariat nigdy nie ma dość spacerów.

Anielka wpatruje się w kartkę z kalendarza. Marzec. Zaraz, czy naprawdę jest jeszcze marzec? Bo jej telefon jasno informuje: kwiecień. Dokładnie 3 kwietnia. Dni wydają się jednakowe, tydzień przechodzi w tydzień i nagle okazuje się, że minął miesiąc. Anielka przykrywa marzec kwietniem. Niedługo Wielkanoc. Jaka będzie Wielkanoc w tym pandemicznym roku? Niezapomniana?

Lodówka to fajne miejsce w czasie pandemii. Anielkę ciszą zastawione gęsto jedzeniem półki. Siedzą w domu i mama gotuje. Codziennie. Nikt na świecie nie gotuje tak dobrze, jak jej mama. Nie ma szans.

Co ci najbardziej smakuje – na tak postawione pytanie Anielka nie zna odpowiedzi. Wszystko jej smakuje. Najbardziej to chyba kluski z mięsem, kotleciki francuskie, słodka zupa z dyni, racuszki z bananami, naleśniki z szynką i żółtym serem… Na myśl o naleśnikach uśmiecha się nie tylko buzia Anielki, ale i serce. No i epicko obłędne ciasto orzechowe. Przepis wymyślili sami. Zresztą nie było wiele do wymyślania. Znajomy ze spacerów z psem podarował Anielce wielgaśną torbę orzechów włoskich. W godzinę nałuskali całą miskę. Mama patrzyła na te orzechy, patrzyła:

A gdyby je zmielić i wsypać do ciasta, zamiast mąki – powiedziała. Tak zrobili i ciasto wyszło obłędne. Pochłonęli je w jeden dzień, większość jeszcze na ciepło.

Do piekarni w ogóle przestali chodzić, mama piecze chleby w domu. Zwykły pszenny, do tostów, albo na zakwasie. Piecze bułeczki, rogaliki maślane, drożdżówki. I zawsze udaje jej się kupić drożdże, chociaż plotka niesie, że drożdży w sklepach nie ma, bo wykupili.

Z wykupywaniem towaru ze sklepów to też był śmiech. Nie żeby Anielka bardzo się tym interesowała, ale czasami, gdy już nie chce jej się samej siedzieć w pokoju, schodzi na dół do rodziców, gra na telefonie i słucha o czym rozmawiają. Tego dnia akurat rozmawiali o makaronie i papierze toaletowym. Że ludzie wykupują ze sklepów. Mama znalazła w internecie wierszyk, przedszkolną wyliczankę z czasów pandemii:

Ręce myłem już trzy razy

z gardła brali mi wymazy

w mym łóżku ryżu kartony

Srajtaśmą dom zawalony

Pani w windzie zakaszlała

I zaraz w ryja dostała

Tak ratujemy się my, A wirusa to masz ty!

I znalazła jeszcze taki dowcip, że w Rzeszowie zdarzył się pierwszy przypadek śmierci w domu, spowodowanej wirusem. Janusza G. przygniotło 300 kilo makaronu i 150 kilo ryżu.

Mama zawsze twardo stąpała po ziemi. Tak mówią o niej znajomi. A teraz? Jutro popłyniemy daleko, jeszcze dalej niż te obłoki.... Patrzy nie wiadomo gdzie. Zapada się w świat swoich myśli, i znika tam na długo. Anielka lubi przytulać się do mamy w takich momentach i pytać:

– Gdzie byłaś, mamusiu. Wróć do nas. Mama wtedy się uśmiecha, delikatnie całuje ją w policzek i odpowiada, że była, ho ho, daleko, daleko.

Mama, gdy była młodsza, zjeździła niemal cały świat, Była na pokojowej misji w Kosowie. Podróżowała po Stanach Zjednoczonych, odwiedziła większość krajów w Europie. Anielka odkryła, że teraz, zamknięta w domu, jej mama podróżuje w sieci. Ma dwie ulubione strony w necie. Pierwsza to Flightradar. Tam podgląda, gdzie latają samoloty. Bo chociaż w TV mówią, że większość samolotów jest uziemiona, to gdy się wejdzie na tę radarową stronę, złociutko jest na niej od latających maszyn. Prawdziwych, w realnym czasie. Mama potwierdza, że jeszcze w lutym było ich ze sto razy więcej. Ale nawet teraz strona robi wrażenie. Naklikujesz na samolocik, a z boku ekranu otwiera się okienko, i już wiesz, że samolot leci z Londynu do Johannesburga. Inny właśnie minął Irlandię, i nadlatuje nad Atlantyk. Leci z Rzymu do Nowego Jorku. O, na przykład ten. Z Szanghaju do Madrytu. Ponad 11 godzin w powietrzu.

Gdy mama już wie, dokąd leci, wchodzi na mapkę wujka Googla. Tam razem z żółtym ludzikiem… Swoją drogą, dlaczego ważne rzeczy w internecie są żółte, czy ktoś zna odpowiedz na to pytanie? W każdym razie mama, razem z żółtym ludzikiem, spaceruje, na przykład po Kona na Hawajach. Z zachwytem patrzy na wodospad, który wygląda jak trzy białe wstęgi. Na palmy, niskie domy z płasko opadającymi dachami, I dużo, dużo wody.

Biedna mama. Siedzi w zamknięciu i czeka, aż paskudny koronawirus pójdzie tam, skąd przyszedł i już nigdy nie wróci. Dobrze, że może siedzieć na tarasie, w słoneczku. Za to wie, co to jest hasztag, i Anielka jest z niej bardzo dumna. Mama wstawiła posta na FB., #BIZNES#WALCZY#

Z hasztagiem oczywiście!

Walczy, bo nie ma wyjścia – mówi mama.

Jak?

Wymieniają się usługami, kupują swoje produkty – wyjaśnia mama, układając starannie w wazonie białe tulipany. – Weźmy kwiaty, cięte, hodowane w szklarniach – tłumaczy dalej. – Rośliny nie poczekają, aż ludzie zwalczą koronawirusa. Rosną i zakwitają trybem zgodnym z naturą. Te kwiaty kupiłam z samochodu na parkingu. Tu niedaleko, przed tą restauracją z wędzonymi pstrągami. Zamkniętą oczywiście. To się nazywa sprzedaż bezpośrednia. Bezpośrednio z bagażnika – śmieje się.

Mama kocha tulipany. Najbardziej żółte. Te w wazonie są białe. 25 pięknych białych tulipanów za jedyne 25 złotych. Dlaczego białych? Anielka zna tę historię. Na Wielkanoc minie dokładnie 15 lat, kiedy mama, trzymając bukiet białych tulipanów, przysięgała tacie wierność i uczciwość małżeńską. Z Anielką w brzuchu.

O tajnych kompletach Anielka wiedziała już wcześniej. Czytała o nich w Kamieniach na szaniec.

Teraz też są tajne komplety – śmieje się mama. To dalej o tym, że #BIZNES#WALCZY#. Skoro zakłady kosmetyczne i fryzjerskie są nieczynne. trzeba się z fryzjerem albo kosmetyczką umawiać po tajniacku, w domu. Restauracje oferują jedzenie na wynos, zakład drobiarski rozwozi jajka pod domach, vouchery na przyszłe usługi sprzedają masażyści, trenerzy, rehabilitanci. Za 50 złotych można dostać kupon na całodniowy pobyt w termach rzymskich w Czeladzi, rodzice uwielbiają tam jeździć. Mama to wszystko notuje.

Bo widzisz córeczko – głaszcze Anielkę delikatnie – teraz się pisze historia, i to przez wielkie H.

Niedługo minie miesiąc. Ledwie miesiąc walki z koronawirusem. Dla dla wielu aż miesiąc. I masa pytań w głowie. Co dalej? Nie taka miała być wiosna tego roku, Anielka kiwa głową z dezaprobatą. Z okna jej sypialni widać góry i wierzchołek rosnącej tuż pod płotem brzozy. Zielone listeczki kołyszą się, a może tylko jej się tak wydaje. Zielono jak okiem sięgnąć, zielono.

#zostańwdomu#, #stayathome# to najpopularniejsze słowa tej Wielkanocy. Są razem, i to akurat jest dobre. Było jojo, i łosoś w śmietanie. Ale jajek im się nie chciało malować, bo i tak nie miał kto iść do kościoła na święcenie.

I po wiośnie, i po świętach? I wciąż nikt nie wie, jak będzie wyglądać jutrzejsza normalność?

Napisać 500 razy Nie przestrzegałem zasad lockdownu. Bardzo mi przykro to kara, którą indyjscy policjanci nałożyli na grupkę turystów na jednej z plaż na Goa. Mama czyta i docenia poczucie humoru hinduskich stróży prawa.

  • Już widzę polskich policjantów, jak wręczającą kartki i długopis niesfornym łamaczom samoizolacji – śmieje się głośno.

Tymczasem słowo na dzisiaj to maseczki! Od jutra obowiązkowe w miejscach publicznych. Ciekawe, jak to się sprawdzi w praktyce? Na własność Anielka ma dwie. Pierwszą mama kupiła u znanej lokalnej projektantki. Drugą, różową w białe prążki, podarowała jej sąsiadka zza płotu. Trzeba było tylko wyregulować tasiemki.

Są kraje, w których zakrywanie ust jest obowiązkowe. Anielka pamięta takie zdjęcie, które kiedyś pokazała jej mama. Z samego początku epidemii, chyba z 21 marca. Wtedy to prezydentka Słowacji Zuzana Czaputova, w bordowej maseczce dobranej kolorem do kostiumu, przyjmowała dymisję równie zamaskowanego rządu. Ona sama pamięta, że jeszcze kilka miesięcy wstecz widok zamaskowanych mieszkańców Chin, Tajwanu czy Singapuru budził lekki uśmieszek. A teraz? Od kilku tygodni trwa debata: czy maseczki chronią przez zarażeniem? I od jutra będą obowiązkowe.

Być częścią historii, tej przez duże H, obserwować jak się dzieje wokół, to dziwne uczucie. Momentami straszne, kiedy indziej fascynujące, czasami irytujące. Jest taka strona w internecie, gdzie codziennie podają na bieżąco, ile osób na świecie zachorowało na koronawirusa, w jakim kraju, a ile umarło. Anielki to zbytnio nie rusza. Bardziej rusza ją, że nie może pójść do stajni pojeździć na koniach. Ale tato! Prawie całe dnie spędza na tej stronie, licząc i analizując.

Jest analitykiem finansowym to liczy – mama kiwa z niechęcią głową. Potem każe mu natychmiast odejść od komputera, bo widzi, jak go te informacje dołują. Tato tylko macha ręką i robi zapiski. Anielka podejrzała jedną notatkę:

17 kwietnia 2020, godzina 10.41. 147 010 nowych zakażeń, 2 190 010 chorych na całym świecie.

według specjalistów, te liczby trzeba pomnożyć przez 10, wtedy pozna się realny obraz.

To trochę jak w grze komputerowej, z gatunku tych przerażających. Tyle, że ofiarami są prawdziwi ludzie, i nikt nie da im więcej niż jedno życie. Nie będzie powtórek. Gra się nie załaduje od nowa. Zmarli pozostaną zmarłymi. Dla jednych liczby, dla innych babcia, mama, córka, wujek, dziadek. Pustka, poczucie niesprawiedliwości, ból.

Anielkę te liczby jednak trochę przerażają. W USA zmarło 2476 osób. To daje razem 24 641, z czego w samym Nowym Jorku 16 160 osób. Ponoć w Nowym Jorku zmarłych układa się w samochodach chłodniach, bo brakuje miejsc w kostnicach. W Ekwadorze wystawia się ich po prostu na ulicę, przykrywa prześcieradłem, a obok przybija tabliczkę z napisem: tu leży martwa osoba.

Ponoć koronawirusa złapała i przeszła Greta Thunberg, O niej Anielka wie całkiem sporo. Greta pisze, że w Szwecji nie robi się zbyt wiele testów na koronawirusa, i nie chodzi się z takimi bzdurami do lekarza, Na przykład Greta i jej tato przeczekali chorobę w wynajętym mieszkaniu, żeby nie zarazić mamy i sióstr. Pisze też, że Szwedzi nie są zbyt towarzyscy i zawsze trzymali się od siebie z daleka. Nie to co Hiszpanie czy Włosi. Pewnie dlatego w Szwecji doliczono się tylko 6 tys. zarażonych, a zmarło 365 osób. Dla porówna w Wielkiej Brytanii liczby wyglądają następująco; 38 168 zainfekowanych 3605 zmarłych. Tato ma to wszystko zapisane. Poza wyobraźnią Anielki jest, jak te liczby będą się prezentować za kilka miesięcy, we wrzeniu na przykład.

Aniela ślęczy nad tekstem w komputerze. Co jest? Koronawirus cały czas podkreśla się na czerwono! Aha, bo wcześniej nikt go nie znał. No to ciach! Aniela najeżdża myszą na słownik i klika; dodaj. Stało się! Koronawirus, oficjalnie jest w komputerowym słowniku. Już nie będzie się czerwienił. Aniela uśmiecha się, trochę dumna, a trochę zmartwiona.

Czytała niedawno, że Ziemia się broni. Bo ludzie przez wiele setek lat ciągnęli z niej ile się da. I niszczyli ile się da. Teraz, w czasach pandemii, naukowcy zmierzyli, że ziemia mniej wibruje. Anielka spytała się mamy, co to znaczy? Usłyszała, że na całym świecie sejsmolodzy obserwują znacznie mniej hałasu sejsmicznego, wibracji wytwarzanych przez samochody, pociągi, autobusy. Gdy ludzie siedzą w domach, Ziemia odpoczywa. Dokładnie tak jak co roku w święta Bożego Narodzenia.

Przez otwarte okno do pokoju Anielki wlatuje śpiew ptaków. Niedzielny poranek nie przynosi wielu dźwięków. Ziemia odpoczywa gdy ludzie umierają. Czy tak wygląda początek końca?