Tona betonu, i jeszcze jedna

by nikt nie myślał, że Polska biedna.

Beton zalewa nas jak krew jasna,

zalewa wioski, zalewa miasta,

Beton, betonem, o mój betonie,

myśl jedna w głowach szalonych płonie.

Że bez betonu świat się zawali!

Więc betonują jak oszalali!

No dobra. Żadna ze mnie poetka, zakończę więc tę mało udaną próbę, dodając jeszcze krótki refren, do powtórzenia cztery razy.

Nie bądź betonem, zagraj w zielone!

W założeniu miało być o drzewach. Tak uzgodniłam z Naczelnym. Redaktorem. Tymczasem ciach. Zrobiło się o betonie. Bo okazuje się, że te dwa elementy są ze sobą skorelowane, gdy jeden przychodzi, to drugi musi odejść bezpowrotnie,

Dlatego zacznę od betonu. Z betonem jak z koniem, jaki jest – każdy widzi. Nie każdy wie jednak, co to za cholera, dlatego postanowiłam podejść do sprawy naukowo. Beton; niejednorodny i wielofazowy kompozyt, powstały z cementu, kruszywa i wody, które po wymieszaniu stają się ciałem lepkoplastyczno – stałym. Jest jednym z najbardziej powszechnych materiałów budowlanych we współczesnym budownictwie.

To akurat fakt niezbity. Beton jest wszechobecny w naszej rzeczywistości. Jak rozpełzająca się na wszystkie strony ameba. Kilka dni temu wybrałam się do Żywca, a tam niemal prawie wszystkie uliczki prowadzą na Rynek. Stanęłam na końcu jednej z nich i co zobaczyłam? Wielki wybetonowany plac, na którym gdzieniegdzie ustawiono donicopodobne, twory, a w nich smętne roślinki. Patrzę sobie na ten plac i tak mi smutno, tak mi smutno, że aż serce sie kraje. A przed oczami natychmiast przesuwają się podobne widoki z wielu innych ,odwiedzanych miast. Rynek, centralna cześć miasta, ogołocona z zieleni, zalana betonem, wykostkowana, wypłytowana…

O tak! To niewątpliwa wygoda. Bo komu, u licha, potrzebne są na centralnym placu w mieście drzewa? Powód pierwszy; drzewa mają liście, te liście spadają na ziemię i śmiecą niepotrzebnie. Kto to ma sprzątać. Po drugie: ptaszyska przylatują, gniazda na drzewach budują, albo co gorszego, ludziom na głowy srają. Po trzecie: gałąź nagle, znienacka ułamać się może i spać na przechodnia niewinnego. Co by tu jeszcze? Nic więcej nie pisz, kobieto! Nie ośmieszaj się. Co ty? Postęp cywilizacyjny chcesz zatrzymać. W głowę się puknij. O beton najlepiej.

Z tak pojmowaną cywilizacją drzewa nie mają szans. Ekolodzy (czytaj; wariaci), mogą sobie Dzień Ziemi organizować nawet co drugi dzień. Może sobie Peter Wohlleben opisywać w Sekretnym życiu drzew, że odczuwają ból, że są dobrymi rodzicami, i chronią siebie nawzajem. Może sobie Klub Gaja z pobliskich Wilkowic organizować dowolne akcje, jak tę Drzewo Roku, albo sadzić kolejne drzewa, nadawać im imiona, albo sławnych patronów. Przeciwko sobie mają dwa gatunki szaleńców, Tych, którym drzewa są do spodu obojętne, oraz tych który wiedzą, jak z nich wycisnąć kasę. Zresztą może to jedna i ta sama grupa. Dla mnie beton! Na dodatek, w naszym kraju, mająca za sobą kulawe i słabo egzekwowane prawo.

Jadąc w ostatnią sobotę na wycieczkę w okolice Milówki, Rajczy, Ujsoł i dalej, ku zastawionej szlabanem słowackiej granicy, słuchałam radia. I co usłyszałam? Że Lasy Państwowe tną na potęgę, nie zważając czy cięte drzewa rosną w puszczy, w parku krajobrazowym czy wokół miasta, stanowiąc jego naturalną osłonę, otulinę. To, co słyszałam w radiu idealnie pokrywało się z tym, co mogłam zaobserwować z okna samochodu. Wielkie stosy równo poukładanego drewna co kilka kilometrów. Obok ciężarówki, przeznaczone do ich transportu. Tartak przy tartaku. A w mijanych lasach wyrębisko za wyrębiskiem.

Kończę na drzewach, bo w głębi serca mocno chcę, aby to one były górą. Smutno mi jednak w duszy, że pomimo wielu starań, lobby uzbrojone w piły mechaniczne i siekiery ma przewagę. Niestety! I działa to w jedną stronę. Proces nieodwracalny. Ściętego drzewa żądna siła nie przywróci, a nowych pięknych drzew doczeka następne, a może dopiero następne pokolenie. Jeśli doczeka.

Jak tak dalej pójdzie, drzewa będzie można oglądać jedynie na filmach, na obrazach, starych fotografiach. Wtedy nikt już nie poczuje tego, o czym tak pięknie pisał Mistrz z Czarnolasu we fraszce; Na lipę

Gościu, siądź pod mym liściem, a odpoczni sobie!

Nie dojdzie cię tu słońce, przyrzekam ja tobie,

Choć się nawysszej wzbije, a proste promienie

Ściągną pod swoje drzewa rozstrzelane cienie.

Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają,

Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają.

Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły

Biorą miód, który potym szlachci pańskie stoły.

A ja swym cichym szeptem sprawić umiem snadnie,

Że człowiekowi łacno słodki sen przypadnie.

Jabłek wprawdzie nie rodzę, lecz mię pan tak kładzie

Jako szczep napłodniejszy w hesperyskim sadzie.

Z tą myślą Was zostawiam, w nadziei na dobre – jak to w bajce – zakończenie.

na zdjęciu, (zgarniętym z netu, za co dziękuję) Bartoszyce przed i po