Wiem, że powinnam zacząć jakoś tak wzniośle, historycznie i na piedestale. Być może właśnie od hetmana i kanclerza Jana Zamojskiego, założyciela trzeciej wyższej uczelni w granicach Rzeczpospolitej, czyli Akademii Zamojskiej. To w jej akcie fundacyjnym znalazły się cytowane po wielokroć: Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie… Wzniosłe mamy już za sobą, teraz bardziej przyziemnie: to oni będą płacić nam emerytury. Trochę mnie, przyznam niepokoi.

Media… Tak tak, ja dziennikarka to przyznaję, media karmią nas wiadomościami z cyklu: źle się dzieje... Nie jest to niczym nowym, wiem dlaczego, mam to w głowie poukładane, a jednak sama się na to łapię. I zanim przepuszczę potencjalnie złe informacje szare komórki, emocje buzują i ponoszą mnie, czasami za bardzo.

W niedzielę odbył się, chyba pierwszy w Bielsku-Białe jak wynika z mojej wiedzy, Marsz Równości. Kilkaset osób postanowiło w ten sposób, zgodnie z prawem, zamanifestować swoje poglądy w kwestiach „tęczowych”. W tym samym czasie inna grupa, jakieś 40 osób, postanowiła – również legalnie – wyrazić podczas publicznego zgromadzenia, zupełnie inne poglądy. I to jest OK. Nie jest natomiast OK, gdy uczestników Marszu Równośći ktoś obrzuca petardami i jajami. Jest za to bardzo OK, że policja namierza napastników w miarę szybko. I co się okazuje, że w ten sposób „zabawia” się gówniarzeria, lat 15 i 18.

To i tak już prawie dorośli w porównaniu z dzieciakami, które zdewastowały cmentarz żydowski w Bielsku Białej. Pewnie pamiętacie, bo to całkiem świeża sprawa, z czerwca bieżącego roku bodajże. Najpierw gruchnęła wieść o dewastacji, 67 (sic!) nagrobków przewrócono, rozbito/potłuczono. Skalę zniszczeń na żywo poznali jedynie zarządzający cmentarzem, mnie wystarczyły zdjęcia. Zanim wykryto sprawców, w głowie już poukładałam sobie różne scenariusze… Nieprawdziwe jak się okazało, dlatego jestem tak wielkim zwolennikiem docierania do prawy. Szczerze mówiąc, to był jeden z powodów, dla którego zdecydowałam się zostać dziennikarką. Ups, w dzisiejszej rzeczywistości brzmi to lekko ironicznie.

Wracając jednak do głównego wątku, co się okazało ledwie kila dni później, bo w tym przypadku policja zagęściła ruchy i szybciutko dotarła do sprawców. Że to nie żadne faszyzujące bojówki, ani też grasująca w okolicy grupa fanatycznych antysemitów. Nagrobki rozwalali nocą chłopięta, lat 12 i 13. Czyli która to klasa? Szósta i siódma? Tak mi wychodzi z wyliczeń. Czyli co? Trzech gówniarzy, zamiast wieczorem grzecznie zmówić paciorek i do łóżeczka, wybrało się na niszczycielską wyprawę na cmentarz żydowski. Kto im pozwolił szwendać się nocą po mieście? Gdzie byli rodzice? I w jaki sposób w ich małych rozumkach narodził się taki właśnie pomysł?

Dzieciakom można opowiadać niestworzone histonie, ale gdy przyjdzie co do czego, i tak uczą się… po pierwsze, biorąc przykład, a po wtóre – od tych, których lubią, uważają za autorytet, którzy im imponują. Co w takim razie zachowanie tych trzech młodych gamoni mówi o ich rodzicach/szkole/otoczeniu? Czy może ja wyciągam zbyt daleko idące wnioski? Może naćpali się i poszli w miasto, jak trochę starsi od nich, nasączeni wódą gieroje od wyłamanych lusterek samochodowych, rozbitych szyb przystankowych czy koszy na śmieci w witrynach sklepów.

O rany! Rozpisałam się o tych raptem dwóch przypadkach negatywnego zachowania młodych ludzi. Spieszę więc położyć coś na drugiej szali, bo niewątpliwie jest co kłaść. Mam w domu nastolatkę, która ciężko fizycznie pracuje, by realizować swoją końską pasję. Znam jej koleżanki, kolegów. To mądre dzieciaki. Czują, że powinny się buntować, poznawać dozwolone i zakazane, bo jak nie teraz, to kiedy? Robią malutkie kroczki ku dorosłości. Dwa do przodu, odważne jakby skakali z krawędzi klifu. Potem jeden cichutki do tyłu, w ramiona mamy/taty/babci/cioci, bo tam swojsko, bezpiecznie, spokojnie. Łapią równowagę emocjonalną i znowu do przodu, wyrywają się do skoku na głęboka wodę. I tak dzień po dniu.

Jeżdżąc na spotkania w szkołach rozmawiam z nimi. Czasami bywa to trudna rozmowa. Nie zawsze rozumiem i podzielam ich zdanie. Wtedy mówię sobie; przypomnij, jakie głupoty wyczyniałaś jako nastolatka. Bo wyczyniałam! Gdyby moje dziecko…. pewnie włos by mi siwiał naprzemiennie z jeżeniem się na głowie. Ale patrzcie! Ogarnęłam się, dorosłam i wyrosłam na człowieka.

Młodzież musi się wyszumieć, tak było, jest i pewnie będzie, chyba że wirtualna rzeczywistość pożre nas w całości, przetrawi i wypluje mięciutkich i niesprawczych jak ludziki z plasteliny. W innym przypadku młodzi ludzie w różnym wieku będą szumieć na różne sposoby. Wolałabym, żeby szumieli użytecznie, kreatywnie, z pożytkiem dla siebie i innych niż głupio, destrukcyjnie, demoralizująco czy szkodząc innym. No ale co ja tam wiem? Stara już jestem, rozsądna, doświadczona… No to szalejcie, robaczki!