Nie zgadzam się i stanowczo protestuję przeciwko narzekaniu na listopad. Wiem, wiem, że jest to miesiąc smutny i nijaki. Na dodatek ludzi atakuje nieznana mi do tej pory listopadoza, choroba której nie zna nawet doktor Google. Do mnie tymczasem, wbrew stereotypom, zewsząd dochodzi szczęście.

No dobrze, przyznam się. Ja sama to szczęście zwabiam. Ale po kolei. Pewnie już się wam przyznałam że do dziennikarki i pisarki dołożyłam jakiś czas temu coacha/trenerkę osobistą, ze specjalnością; stres i odporność psychiczna. Stąd już, pewnie nie uwierzycie, prosta droga do szczęścia. Bo leży, wraz z rezyliencją, po przeciwnej stronie wektora: stres. Szczęście było tematem kilku moich ostatnich spotkań i warsztatów. Postanowiłam iść za ciosem i podzielić się nim z Wami w ten szary, zamglony i dżdżysty listopadowy dzień.

Są naukowe definicje szczęścia, a jedna z nich brzmi: odczuwanie ogólnego zadowolenia ze swojego życia i samego siebie; przekonanie, że nasze życie, podobnie jak my sami, jest znaczące i wartościowe. Definicja jak definicja, każdy może ją uzupełnić o swój sposób odczuwania szczęścia. By jeszcze wzmocnić teoretyczną podbudowę, dołożę dwie sentencje o szczęściu. Autorstwo pierwszej przypisuje się prezydentowi USA, którego głowę zdobił charakterystyczny cylinder czyli Abrahamowi Lincolnowi. Jego zdaniem ludzie są szczęśliwi dokładnie w takim stopniu, w jakim chcą być szczęśliwi. Trudno się z tym nie zgodzić, a co ważne mądry prezydent wskazuje, gdzie . leży źródło szczęścia. W nas samych. To nie odległa gwiazdka z nieba, nie milion w totka czy świat u stóp. To spokojna radość z tego, kim jesteśmy i jak przeżywany swoje życie. Podobnie o tym zjawisku pisał ojciec samorozwoju, autor słynnej książki Jak przestać się martwić i zacząć żyć, Dale Carnegie. Przekonywał; Zachowuj się tak, jakbyś już był szczęśliwy, a zobaczysz, że faktycznie będziesz szczęśliwy… Samospełniająca się przepowiednia.

Teraz o genezie, czyli skąd szczęście w nas? To, na ile będziemy szczęśliwi, mamy w genach. Procentowo rozkłada się to mniej więcej tak. 50% predyspozycji do bycia szczęśliwymi dostajemy od naszych przodków. Kluczowe słowo to temperament, czyli zespół cech osobowości, uwarunkowanych genetycznie. Czyli 50% szans na szczęście dostaliśmy (lub nie dostaliśmy) w genach. Idźmy dalej. Kolejne 10% to tzw. okoliczności zewnętrzne, na które też nie mamy zbyt wielkiego wpływu. Trochę jak Książę i żebrak. Jedni rodzą się w pałacu, inni w slamsach. Jedni od początku mają z górki (bogactwo, uroda, wakacje w tropikach), inni brną pod górkę w błocie po kolana i garbem złych doświadczeń. Idąc tym topem, lepiej się żyje w kraju dostatnim, stabilnym ekonomicznie, gdzie kwitnie tolerancja, demokracja i ekologia. Czyli lepiej być młodym, zdrowym i bogatym, niż starym chorym i biednym. Ale…

Na pewno spodziewaliście się jakiegoś ale. I jest. Pozostałe 40% naszego szczęścia to działania celowe. Wkraczamy na ścieżkę tego, co możemy zrobić, żeby być osobami szczęśliwym. A możemy dużo, naprawdę sporo.

Zgłębiając, po po amatorsku i trochę w ciemno, temat szczęścia trafiłam na prawdziwą petardę. Raczej powinnam napisać; prawdziwych poszukiwaczy/odkrywców szczęścia. Poznajcie, proszę, Meika Wikinga, Duńczyka czyli przedstawiciela kraju, który od lat przoduje w rankingach szczęśliwego spokojnego życia. I nic dziwnego że właśnie w tym kraju powstał i działa z powodzeniem od wielu lat Happiness Research Institute, czyli Instytut Badań nad Szczęściem. Meik jest autorem kilku książek o duńskiej filozofii życia. Nie zgadniecie jakiego życia? Tak, tak! Szczęśliwego! Po jego książki sięgnę już wkrótce, na razie przesłuchałam, co mówi o swojej pracy i kierowanym przez siebie Instytucie. Na początku zapewnia, że jego gabinet nie jest wypełniony po brzegi lodami, lizakami i beztrosko ciągnącymi się za uszka szczeniaczkami. Poszukiwanie szczęścia to badania, statystyki, analizy. Według Meika Wikinga ważniejsze jest być niż mieć. Szczęście to nie tylko epikurejski hedonizm. To również świadomość sensu i celu życia, pasja, wspólnota, rodzina oraz aktywność.

Mam nadzieje, że szczęście, odmienione tu niemal przez wszystkie przypadki, wbije się w waszą podświadomość i sprawi, że zaczniecie o nim częściej myśleć, rozglądać się za nim a przez poczujecie się odrobinę szczęśliwsi. Warto sięgnąć w głąb siebie, ruszyć pokłady altruizmu, współczucia, życzliwości, wdzięczności, humoru, radości, poczucia własnej wartości, optymizmu, celu i sensu i równowagi w życiu. To zaledwie kilka z komponentów, zbliżających nas do pełni szczęścia.

Dałam kilka podpowiedzi, gdzie i jak szukać? Na najważniejsze pytania, dotyczące szczęścia w naszym życiu, każdy z nas odpowiedzi musi poszukać sam. Na koniec jeszcze jedna sentencja,, ku refleksji: Szczęście nie polega na tym, żeby zdobyć to, czego pragniesz. Polega na tym, żeby pragnąć tego, co już masz!