Zwykłam w ten dzień żartować, gdy jeszcze pracowałam w mediach. Pisywało się fake’owe, ale za to ciekawe artykuły. Dzisiaj mi nie do żartów, więc będzie serio. Mam nadzieję, że przynajmniej ciekawie 😉

Kilka dni temu poznałam angielski idiom: tall popy syndrome. Użyto go w brytyjskiej prasie, pisząc o odmiennej niż w innych krajach taktyce walki z koronawirusem w Szwecji. Za radą tamtejszego szefa od epidemiologii, przy poparciu ministra zdrowia i rządu, nie zamknięto się, tak jak w większości Europy. Szkoły i żłobki, zakłady pracy, restauracje itp. działają normalnie. Jest tylko odwołanie się do rozsądku Szwedów, żeby nie za bardzo bratali się z innymi.

Prawdopodobnie koronawirusa złapała i przeszła młodociana aktywistka Greta Thunberg,

Ponoć, bo pierwsze, w Szwecji nie robi się zbyt wiele testów. Po drugie: nie idzie się z takimi bzdurami do lekarza, Na przykład Greta i jej tato, też mający symptomy choroby, przeczekali ją w wynajętym mieszkaniu, żeby przypadkiem nie zarazić mamy i sióstr.

Szwecja to bogate społeczeństwo, więc stać ich na rozwiązania „na bogato”. Greta, mądra dziewczynka, dodała w komentarzu: Szwedzi nie są zbyt towarzyscy. W tym przypadku to może być rzeczywiście błogosławieństwo. Zupełne przeciwieństwo towarzyskich Hiszpanów, familijnych i żyjących w dużych skupiskach rodzinnych Włochów, lubiących dobrze się zabawić Brytyjczyków czy nadgorliwie wrażliwych na swoją osobistą wolność i prawo do wszystkiego Amerykanów. W tych krajach słupki zarażonych i zmarłych, pomimo obostrzeń i zakazów, wciąż lecą w górę. A w Szwecji – na dzisiaj – odnotowano niewiele ponad 6 tysięcy zarażonych, a zmarło 365 osób. Dla porówna niedalekiej Wielkiej Brytanii liczby wyglądają następująco 38 168 zainfekowanych 3605 zmarłych, a w odległych, za to wielkich i liczebnie i terytorialnie USA – 277 522 zarażonych 7 403 zmarłych. I pamiętać trzeba, że są to dane na konkretny dzień i na konkretną godzinę, bo za godzinę czy dwie, a za dobę na pewno, będą już inne.

Właśnie znalazłam świetny artykuł, dlaczego Szwecja mogła pójść inną drogą, i jak na razie idzie nią skutecznie. Jest to rozmowa z pisarką i dziennikarką Katarzyna Tubylewicz, od lat mieszkającą w Szwecji. Przytoczę to fragmenty, polecam jednak przeczytać całość. „W Szwecji od początku uważa się, że walka z wirusem powinna się opierać na idei wzajemnego zaufania państwa do obywateli i obywateli do państwa. (…) Jak dotąd w Szwecji zakazano organizowania zgromadzeń powyżej 50 osób i odwiedzania ludzi w domach starców. To właściwie teraz jedyne zakazy. A poza tym wszystko, co się dzieje, wynika z rad i sugestii, jak należy działać. Większość Szwedów pracuje z domu, większość bardzo ogranicza kontakty towarzyskie, większość nie wyjedzie nigdzie na święta, żeby nie roznosić zarazy. Ale zrobią to dlatego, że są odpowiedzialni i solidarni, nie dlatego, że grozi im mandat. (…)

Z tego wszystkiego nie wyjaśniłam, co znaczy tall poppy syndrome, syndrom zbyt wysokiego maku. Znaczy to dokładnie tyle, że istnieją społeczeństwa, w których nie należy się wyróżniać. Nie można wyrastać ponad inne maki, bo to nie jest mile widziane.

I co najdziwniejsze Szwecja, w której polityka równości i nie wyróżniana się od dawna święci tryumfy, właśnie w dziedzinie walki w koronawirusem wyróżnia się, idąc zupełnie inną ścieżką.