Sosna uspokaja nerwy, brzoza dodaje energii, jesion harmonizuje i rozjaśnia umysł, buk pozwala odzyskać spokój, jabłoń poprawia nastrój, dąb daje stabilność i siłę a lipa otwiera serce i dodaje odwagi. Kiedyś, dawno dawno temu, wszystkie te drzewa funkcjonowały w przestrzeni miejskiej. W samym sercu miasta można było przytulić się do brzozy, podziwiać dostojność dębów, robić wiatraczki z klonowych nosków i ozdabiać nimi własne nosy.

Tak było kiedyś, Nadeszły czasy, w których pozyskiwano (cóż za paskudne słowo), kasę z Unii na tzw rewitalizację. Niestety, w większości miast polegała ona na tym, że z centralnego placu w mieście usuwano większość lub wszystkie drzewa, w zamian betonując całość. Im mniej zieleni tym lepiej, bo nie trzeba sprzątać liści i czyścić studzienek kanalizacyjnych. No i nie miały gdzie siadać ptaszyska, srające znienacka na głowę dostojnie przechadzającym się mieszczuchom.

No i mamy teraz piękną betonową Polskę, smażącą się latem od upałów, bo ktoś kiedyś z głupoty powycinał parasole drzew.

Tymczasem…

Okazuje się, że miłość do drzew to nie wymysł szalonych ekologów. Drzewa trzeba kochać, ale nie miłością wykazywaną ostatnio przez lasy państwowe czyli: ściąć i sprzedać elektrowniom, żeby miały co spalać, bo drewno łatwo przeliczyć na brzęczącą monetę.

Można w sposób głupi: wyciąć i sprzedać. Można też w sposób mądrzejszy, tylko wtedy trzeba pomyśleć globalnie, patrząc nie tylko na czubek własnego nosa. I zawartość kieski.

Brytyjscy naukowcy wyliczyli… Tak tak, tym razem brytyjscy a nie amerykańscy, że drzewa w Londynie przynoszą wielomilionowe oszczędności.

– To jakaś wierutna bzdura – nie krył by oburzenia świętej pamięci minister Szyszko. – Drzewa to pasożyty, pełne innych pasożytów czyli korników.

Na Wyspach myślą trochę inaczej. Po pierwsze drzewa w mieście podnoszą estetykę, ale nie każdy musi być estetą. Ekolog przytoczy inne argumenty: drzewa w przestrzeni miejskiej redukują dwutlenek węgla i obniżają temperaturę. Gadka szmatka, usłyszy ekolog od prominentnego polityka z Ministerstwa Środowiska.

OK, skoro trudno niektórym przemówić do rozumu, trzeba się odwołać do prostego instynktu, instynktu posiadania.. Nie ma co ukrywać, do wielu przemawiają tylko pieniądze. Zatem proszę, konkretne wyliczenia Brytyjskiego Urzędu Statystycznego. W latach 2014-2018 pokrycie drzewami londyńskich ulic przyczyniło się do zaoszczędzenia 5 miliardów funtów, tylko dzięki chłodzeniu powietrza. Prowadziło tym samym do ograniczenia spadku wydajności pracy, wynikającego z wysokich temperatur. To dodatkowe 11 mld funtów. Suma summarum daje to 16 miliardów funtów, tylko przez cztery lata.

W Londynie spędziłam pięć pięknych lat mojego życia. Kocham to miasto z wielu powodów. Jednym z nich jest ten, że 21% jego powierzchni stanowią drzewa. O to, by było ich jak najwięcej, dbają władze, a korzyści przeliczają na funty szterlingi. Ponad 8 milionów miejskich drzew usuwa rocznie prawie 2 i pół tysiąca ton zanieczyszczeń z powietrza w stolicy Wielkiej Brytanii. Gdyby to zrobić w inny sposób, trzeba by z kasy miejskiej wyasygnować jakieś 124 miliony funtów.

Dlatego tam wolą raczej drzewa sadzić niż wycinać. Tym bardziej, że pewnie nieobce im są poniższe wyliczenia. Powinno przemówić każdemu do wyobraźni.

W ciągu roku solidne duże drzewo wytwarza do 140 kilogramów tlenu. To tyle, ile zużywa jeden człowiek. Czyli z prostego rachunku wynika, że w sytuacji idealnej na jednego mieszkańca miasta powinno przypadać jedno duże drzewo.

Jak to wygląda w Bielsku Białej? Który wydział ma ścisłą specyfikację drzew w mieście? Aktualną do tego. Mam w komputerze całą masę zdjęć z czasów, gdy śp Szyszko Jan, minister od środowiska pozwolił wycinać drzewa bez zezwoleń. Pilarze mieli wtedy tyle roboty, że nie nadążali z wycinką. Trzeba się było spieszyć, bo ktoś w rządzie mógł jednak dojść do wniosku, że lexSzyszko jest mocno chybiona. Cięto więc na potęgę. Co popadnie i gdzie popadnie. Jakże wiele drzew zniknęło w mojej dzielnicy. Pod topór poszły te nad potokiem, naprzeciwko Domu Kultury w Kamienicy. I wiele wiele innych.

Szkoda, bo drzewa w mieście to nie tylko cień i usuwanie zanieczyszczeń. Ich korzenie potrafią zmienić strukturę gleby, dzięki czemu wody opadowe wsiąkają w głębsze warstwy, przeciwdziałając spływowi powierzchniowemu. Dendrolodzy używają fachowych określeń, łatwo je jednak zrozumieć; korzenie drzew mogą zwiększyć wskaźnik infiltracji wody do 63 proc., a na glebach bardzo zdegradowanych nawet do 153 procent! Monetyzując; jedno drzewo pozwala zaoszczędzić do 400 zł rocznie.

I na koniec jeszcze kilka faktów. Do przemyślenia wycinaczom. Dorosłe drzewo potrafi w ciągu doby oddać do atmosfery 300-500 litrów wody, zwiększając wilgotność powietrza i obniżając jego temperaturę o około 3,5 stopnia C. Aby zrównoważyć „pracę” jednego zdrowego 100-letniego buka, wyciętego ot tak, lekką rączką, potrzeba aż 2700 małych drzew o średnicy korony do jednego metra.

Bardzo się cieszę, że Bielsko Biała zdobyło tytuł Najbardziej Ukwieconego Miasta w Polce. Żeby jeszcze postarało się o tytuł Najbardziej Zadrzewionego. Takie mam życzenie, na dzisiaj i na kolejne lata.

Zdjęcie: Jacek Zachara Stowarzyszenie Olszówka